Recenzja filmu

Far Cry (2008)
Uwe Boll
Til Schweiger
Emmanuelle Vaugier

BOLLywood

Boll nie miał pieniędzy na Karaiby więc "Far Crya" poleciał kręcić do Kanady. Z takim podejściem do tematyki równie dobrze mógł zawitać z kamerą w Górach Świętokrzyskich. Mam nieodparte wrażenie,
Boll nie miał pieniędzy na Karaiby więc "Far Crya" poleciał kręcić do Kanady. Z takim podejściem do tematyki równie dobrze mógł zawitać z kamerą w Górach Świętokrzyskich. Mam nieodparte wrażenie, że jedyną rzeczą, która musi zgadzać się w jego produkcjach, jest metraż zużytej taśmy filmowej. I właśnie "dzięki" tego typu ograniczeniom (nie tylko w warstwie materialnej) tytułu, zamiast na pięknych wyspach Mikronezji, źli naukowcy knują swe niecne plany w sąsiedztwie wycieczkowiczów z chłodnego Ontario.

Egranizacja gry "Far Cry" to nie są jakieś wyższe stany artystycznego wysilania się, tak naprawdę pozostaje matematyka: wystarczyłoby 130 milionów dolarów. Do tego byle jaki rzemieślnik, który będzie w stanie przenieść charakterystyczną estetykę gry na ekran i dorzuci małą cegiełkę pod fabularny fundament. "Far Cry" Bolla zaczyna się całkiem nieźle. Kiedy – w najlepszej scenie filmu – oddział żołnierzy zaatakowany zostaje przez tajemnicze monstrum, śmiertelne tany zakrywa noc, przykrywając przy okazji niecną zagrywkę z otoczeniem. Dalej jest już tylko gorzej. Siermiężnie, mało kolorowo, z kiepskimi wstawkami humorystycznymi i umoczonymi w mące Pudzianowskimi, którzy robią tu za groźne mutanty z komputerowego oryginału.

Przyczyny tragedii "Far Crya" leżą u podstaw koncepcyjnych – jego świat obdarty zostaje ze swych najbardziej charakterystycznych cech – wizualnego artyzmu, dynamizmu i widowiskowości. Sfera fabularna jest tu przecież mniej istotna bo to luźno formowana materia, w której można by było podrążyć. Oryginalna historia jest prosta jak drut, a sylwetki bohaterów nakreślone ledwie piszącym mazakiem. Dlatego zakusy Bolla na "Far Crya" przypominają bezładny atak na "huraaaa!" niż przemyślaną strategię. Byle by go wykonać, byle by było.

Pozostaje banda, głównie europejskich, aktorów, którą zebrał reżyser. Do Kiera mam zbyt duży szacunek, by go krytykować, zresztą, jako jedyny pasuje do roli bardzo dobrze i również jako jedyny nie daje plamy. Za główną gwiazdę robi Til Schweiger, fircyk zamknięty w górze mięśni i muskułów, z kontrastującym do fizjonomii, trochę za cienkim głosikiem "wyluzowanego chłopaka z podwórka". Jego rola to oczywista porażka, zresztą jak chyba każda, w której Schweiger nie ginie w pierwszych 15 minutach filmu lub nie mówi po niemiecku. Emmanuelle Vaugier w przeciwieństwie do innych trafiła idealnie, czyli do B-klasowej produkcji, w których czuje się jak ryba w wodzie ("Wieczór kawalerski 2: Ostatnie kuszenie","Władca życzeń 3: Miecz sprawiedliwości","Zabójcza góra"), a jako ciekawostka geograficzna zaprezentowała się nasza rodaczka Natalia Siwek – w roli złej pani komandos. Panna Siwek pokazała jednak, że od prezentowania niuansów technik karate lepiej wychodzi jej prezentowanie cycków (dla zainteresowanych, całkiem niezłe "Das Wilde Leben").
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones