bo i tak nie doceni i nie spodoba mu się takie dziwadło: audio-wizualna surrealistyczna,
absurdalna, alegoryczna i groteskowa uczta. Dla mnie w kategorii 'bizarre movies'
Jodorowsky przebija nawet Lyncha. Jak już myślę że to wszystko i bardziej pojechać już się
nie da to reżyser wyskakuje z jeszcze bardziej pokręconą wizją. Akurat w tym jego filmie
podobał mi się ten jego obrazoburczy i prześmiewczy humor, coś jak Monthy Python
pomnożony przez dziesięć. Koniec końców można wysnuć wniosek że to kino transcendentne i w nurcie egzystencjalizmu... albo w ogóle nie interpretować wszystkich symboli i delektować się obrazem i dźwiękiem.
Moim zdaniem można porównać filmy Jodorowskiego i Lyncha np.na płaszczyźnie snu - u Lyncha mamy wizję takich najprostszych wątków, głównie brak konkretnego czasu, wiele osobowości tej samej postaci czy lekką nierealność. U Jodorowskiego mamy czasem taki hardkor, że nawet nasze najbardziej dzikie i pokręcone sny są mniej dzikie i mniej pokręcone...:D
Wizualnie fantastyczny, niczym dzieło sztuki. Fabularnie natomiast taki sobie, ale tak czy inaczej tego, że nie wciąga zarzucić mu nie można.
Tak po zastanowieniu to myślę że Lyncha a Jodorwsky'ego dużo też dzieli, więc może i porównywać nie ma co... a fabularnie to obiektywnie patrząc to film jest o grupce ludzi którzy pod wodzą jakiegoś mentora wybierają się w góry... więc rzeczywiście może wydać się banalne, chodzi o to jak to jest obudowane. Ja zauważyłem że reżyser zawarł tu dużo swojego światopoglądu, przekonań filozoficznych i religijnych, masa symboli, metafor i odwołań, być może nie wszystkie zrozumiałem a interpretować każdy może na swój sposób. Niektórzy też mogą mu zarzucić pewną płytkość w przekazywanych prawdach np. mi się bardzo podobał cytat: "you are excrement, but you can change into gold" brzmi trochę jak taki bardziej niepoprawny Paulo Coelho ale wydaję mi się to na swój pokręcony sposób prawdziwe.