Zostanie prawdziwym fanem Uwe Bolla (alias Bolec), sponsorowanego przez firmę Boll KG, i umieszczenie go na piedestale mego ukochanego nad życie i śmierć reżysera to zadanie cholernie trudne. To jest jego czwarty film, jaki miałem okazję zobaczyć. Początek był zaskakująco dobry - film wyglądał jak normalny film, nie jak od Uwe Bolla. Lecz to złudzenie było chwilowe, maksymalnie trwało 15 min. A potem zaczęła się tak dobrze mi znana nudna plejada. Ale no cóż, wiem że mego przyszłego idola stać na wiele więcej. No może nie wiele więcej, ale no chociaż o trochę by się prosiło. Zawiła i niezrozumiała fabuła, nudne sceny, dialogi ciosane siekierą oraz zakończenie z gatunku "co ku**a?". Ogólnie obejrzenie tego filmu oznacza zmarnowanie 1,5 h oraz okresu próbnego na cda. Bolec mnie tym razem zawiódł (no nie tym razem, lecz za każdym), lecz mej wiary w niego mi nie ubywa. Kiedyś zostanę jego wielkim fanem i się przekonam do jego filmów, kupię jego książkę "Pocałujcie mnie w du*ę" i nauczę się niemieckiego, bo nikt jej na polski nie przetłumaczy. I tym pozytywnym akcentem kończę moją reckę.