W zwiastunie słyszę ?world?s most notorious director? i mnie zatkało, powinno być ?world?s most shit?s director?. Najbardziej mnie smucą tacy ludzie jak Uwe, ponieważ jest to rodzaj człowieka który sobie pewnego dnia wbija do łba że będzie kimś tam, (reżyserem, muzykiem, malarzem itd.) i zaczyna ostro zasuwać i uczyć się na tego kogoś, problem tylko w tym że nie ma do tego ani predyspozycji, ani talentu, wychodzą mu same mizerie i bobki. Wszyscy mu mówią że się do tego nie nadaje gówno mu wychodzi nie do zniesienia, ale on jest głuchy na takie głosy rozsądku, wręcz przeciwnie, im bardziej słyszy że robi żygowiny, tym bardziej utwierdza się w przekonaniu że nie może się poddawać tym złośliwym zazdrosnym szeptom szatańskim, i dalej będzie robić swoje, aż w końcu tłumy go docenią a zazdroszczące niebywałego talentu jednostki zamilkną na wieki. Dlatego powinniśmy go zacząć chwalić i zachwycać się jego mdłą jak flegma twórczością, to chłopak poczuje się spełniony, osiągnie swój cel, czyli uznanie, i przestanie kręcić filmy. Osiądzie na laurach i co najwyżej raz na 3 lata puści filmowego bąka, a my go wtedy jeszcze bardziej pochwalimy, on się poczuje jeszcze bardziej spełniony i jeszcze bardziej mu się nie będzie chciało kręcić, i problem będziemy mieli z głowy.

Potem jeszcze będzie trzeba wytłumaczyć panu Andersonowi że nie można z każdej ekranizacji gry robić popowego teledysku, i będzie wreszcie święty spokój :)