Gorące lato na ukraińskie wsi spokojnej, ale już nie tak wcale wesołej. Duchota doskwiera tu wszystkim, ale najbardziej nastoletniej Larysie, której namiętny romans z miejscowym łobuzem spotyka się z bezceremonialną dezaprobatą jej najbliższych. Dziewczyna kocha chłopaka i on też chyba darzy ją uczuciem, ale wrogość i zawiść otoczenia wlewa gorzką truciznę do tego związku. Gdy bliżej się przyjrzeć tym ludziom, widać w ich oczach i postawie nie tylko rezygnację, ale zgorzknienie, które wykiełkowało w ich duszach, kiedy to sami w przeszłości poddali się zamiast walczyć o własne marzenia. Larysa ma jeszcze w sobie trochę siły i dużo złości, by się buntować, ale to walka z gatunku sama przeciw wszystkim. Debiutantka Marysia Nikitiuk chciała trochę za bardzo, rozgałęzia wątki zamiast skupić się na tym, co w jej fabule najmocniejsze. Reżyserka z Kijowa ma talent do atrakcyjnego łączenia poetyckiego realizmu magicznego z surową obserwacją społeczną, do patrzenia na bezduszność świata z perspektywy dorosłej i dziecięcej, robienia kina pełnego pasji i uczuć. Dzięki obecności za kamerą Michała Englerta, który wykonał tu wspaniałą robotę, umiejętności i styl Nikitiuk mogły wybrzmieć z odpowiednim impetem – naturalnie i szlachetnie, bo ten film chłonie się przede wszystkim zmysłami, zwłaszcza oczami, i sercem.