Po Złotej Palmie przebierałam nóżkami, żeby to zobaczyć. Oczekiwałem czegoś pomiędzy Crashem a Mięsem. Zaczęło się intrygująco, potem było obrzydliwie, nieco ironicznie i surrealistycznie, im bliżej końca, to absurdalnie, a finał to już zupełnie durny. Wybuchnąłem śmiechem. Mistrzowski bełkot. Spojrzałem na innych, część dość poważnie, ale i desperacko szukała sensu i przesłania. Reżyserka zrobiła sobie jaja z kina i widza.
Najgorsze że takie coś może stać się szablonem dla kolejnych naśladowców, bo niestety wiecznie poszukujący metafor krytycy są zachwyceni tym gniotem, a oni przydzielają nagrody
dokładnie tak! Nie daje nikt poniże 7/10 - chyba ze strachu przed opinią środowiska :D
Plus aktorka-krzyżówka jako skrzyżowanie Igi Świątek z Phoebe Waller-Bridge, Petrą Kvitovą i Richardem Ashcroftem :-)