Dziwactwo, które nudzi, miast szokować. Udo Kier gra dyktatora afrykańskiego państewka,
którego żona rodzi czarnego Mesjasza. To kolejna szalona rola w jego dorobku, podobnie jak
dla Schlingensiefa, niemieckiego skandalisty, to kolejny powód do dumy - film obraża wszystko
i wszystkich, jest absolutnie ofensywny, po brzegi wypełniony ohydnym seksem, odchodami,
wymiocinami... Niestety, cechuje go również głupota i całkowity brak dyscypliny. Pomimo niezłej
produkcji widza nie opuszcza przekonanie, że ma przed sobą czysto amatorski popis, który
najbardziej cieszył samych twórców. Nie da się ukryć, źle się zaczyna moja przygoda z kinem
Christopha Schlingensiefa, ponoć największego niemieckiego prowokatora. Jeśli następny film
nie będzie lepszy, oleję ciepłym moczem tę jego "niezwykłą" twórczość...
A ja na tym filmie bawiłem się nieprzeciętnie. Kicz i tandeta? Jak najbardziej, ale za to jaka! Karzeł alkoholik z waginą na czole miażdży, a jego wrzaski zawsze wywołują u mnie banana na twarzy. Pełno w nim drobnych smaczków, jak murzyńskie chórki, słoń na sawannie, czy "liki liki" (http://www.youtube.com/watch?v=oRtqqJ8HEOA). Często do niego wracam i zawsze mi poprawia humor, choć rozumiem że nie każdemu to podejdzie.
Niesłychanie przykro mi to słyszeć (czytać). Jeśli Ty niepochlebnie wypowiadasz się o tego typu kinie, to coś musi być na rzeczy. Sam zaopatrzyłem się właśnie ze wszystkimi filmami Christopha Schlingensiefa, które ;osiadają angielskie napisy i planowałem niebawem rzucić na coś okiem (chyba zacznę od "masakry"), ale widzę, że muszę obniżyć swoje oczekiwania. Czekam na sprawozdania z kolejnych dzieł. Z tego co wiem najbardziej kultowe (tak jakby to miało świadczyć o jakości ;] ) są wspomniana Niemiecka Masakra i Terror 2000... poczekamy, zobaczymy.
Warto spróbować samemu, bo jak widać, niektórzy są zachwyceni. Wiele zależy od naszej tolerancji (bądź jej braku) na slapstick i "kiełbasiany" niemiecki humor.
Nie wiem czy "Masakra" to dobry start jeśli chodzi o Schlingensiefa. To nie jest typowe dla niego kino, bliżej mu do niemieckich splatterów pokroju Ittenbacha czy Schnaasa niż jego innych artystyczno-kiczowatych produkcji (przy czym Ittenbach te klimaty realizuje znacznie lepiej). Za to polecam też "Die 120 Tage von Bottrop", z tym że nie warto się do tego zabierać bez wcześniejszej znajomości Nowego Kina Niemieckiego, twórczości Fassbindera itp., bo cała satyra może przelecieć niezrozumiana.
W moim wypadku był to wręcz falstart... "120 Tage" zapowiada się natomiast interesująco - bo żarty nie tylko z Fassbindera i jego ekipy, ale również z "Salo". No i obsada: obok Udo Kiera Helmut Berger, kolejny ekscentryk niemieckiego kina. Może humor okaże się bardziej inteligentny? Schnaas czy Ittenbach nie zawsze mnie przekonują, ale u nich zawsze można liczyć na gore. Natomiast "United Trash" i dzieciak z pochwą na głowie - to byłby świetny motyw na krótki metraż, ale nie na prawie 100-minutowy film.
Hmmm. A ja słyszałem, że w "masakrze" nie ma prawdziwego gore. A jeśli jest (i takie to tyle co u Ittenbacha) to super. Satyra na niemiecką nową falę, w tym Fassbindera brzmi apetycznie, nie omieszkam sprawdzić.