Our flag means death doprowadziło mnie do ogromnego uniesienia emocjonalnego. Relacja Stede i Ed-idealna, dosłownie takiej chemii, takich uczuć, takiej szczerości pomiędzy bohaterami nie widziałam od dawna jeśli kiedykolwiek. Należy również dodać, że reprezentacja LGBTQ+ jest zrobiona perfekcyjnie-zero homofobii czy transfobii, ani krzty queerbaitingu- tak popularnego w ostatnim dziesięcioleciu-brawa.
Serial równocześnie rozśmiesza, ale też doprowadza do łez. Humor jest bardzo przystępny, jednak Pan Taika zna się na rzeczy, i prawie nigdy nie schodzi z ekranu (oprócz tych bardziej wzruszających momentów, będących pewnego rodzaju rzerywnikami).
Może z tym doprowadzeniem do łez to z lekka przesada. Z własnej perspektywy kilka razy wzruszyłam, kilka śmiechłam na głos.
Queerowa reprezentacja jest tu majstersztykiem. Świetnie poprowadzona główna relacja, całość bardzo lekka. Ogólnie przyjemnie się ogląda! Momentami musiałam się po prostu poszczerzyć do ekranu.
Jeśli dorobią się 2 sezonu to liczę na jakąś reprezentację lgbt kobiet